niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 13

Randka, narada i wojna, czyli normalny dzień z życia Ślizgonki 

A więc wróciłam! Może trochę później niż powinnam, ale jestem. Mam nadzieję, że jeszcze ktokolwiek ma ochotę tu zaglądać po tej długiej przerwie... Teraz jadę na dwie wycieczki, ale jak wrócę (czyli 26 maja) to postaram się wrzucać rozdziały co tydzień, czyli tak jak wcześniej. W każdym razie zapraszam na kolejny rozdział :* 
PS Wybaczcie za błędy, ale trochę wyszłam z wprawy. 
 
Weszłam do Pokoju Życzeń. To co tam zobaczyłam idealnie odzwierciedlało słowo „romantycznie”. W centrum pomieszczenia znajdował się stół nakryty białym obrusem, który obsypany był płatkami róż. Na środku stał piękny, staromodny świecznik, a po przeciwnych stronach położone były białe talerze z jedzeniem i sztućce. W całym pokoju panował mrok, który oświetlały wszędzie porozmieszczane świeczki. Było to małe pomieszczenie, jednak w prawym rogu mieścił się kominek. Całość wyglądała skromnie oraz miała swój urok.

- Dobry wieczór. Pięknie Pani dziś wygląda. 
- Dobry wieczór, dziękuję – uśmiechnęłam się w stronę Teodora. Miał na sobie ciemne jeansy i niebieską koszulę, która podkreślała kolor jego oczu. Spojrzał na mnie, a ja do niego podeszłam. Pokazał mi gestem, żebym usiadła i odsunął krzesło. Po chwili patrzeliśmy sobie w oczy i jedliśmy spaghetti.
- Dziękuję. Jest przepięknie.
- Ale za co mi dziękujesz?
- Za to, że poświęciłeś dla mnie trochę czasu i za to, że mam powód do uśmiechu.
- Zatem było warto – odparł. – Już ostatnio zauważyłem, że coś się stało, ale nie chciałem naciskać. Możesz mi powiedzieć, Madeline.
- Wiem, że mogę, ale jeszcze nie dzisiaj.
- W takim razie porozmawiajmy o czymś milszym. Na przykład… o świętach. Wyjeżdżasz, czy zostajesz w Hogwarcie?
- Wyjeżdżam, jakkolwiek mnie moi rodzice denerwują, nie wyobrażam sobie bez nich świąt –odpowiedziałam.
- Ja też jadę, ale chyba wolałbym zostać.
- Dlaczego?
- Mieliśmy porozmawiać o czymś milszym – zażartował, a ja spojrzałam się na niego z powagą. – Mojego ojca w ogóle nie ma w domu. Cały czas pracuje, zdarzało mu się nawet w święta. Dodatkowo czasem bywa, no, dyskryminujący. Ma te swoje dziwne, chore poglądy. No wiesz : „Magia dla czystych, świat dla czarodziejów”. A moja mama, na wszystko mu pozwala. Czasami zachowuje się jakby nic jej nie obchodziło, no oprócz zdania mojego taty. Moi rodzice przytłaczają mnie i chyba właśnie dlatego wybieram samotność.
Spojrzałam się na niego ze współczuciem i złapałam za ręke. Chciałam dać mu wsparcie. Chciałam być przy nim. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas. Panowała między nami cisza, ale była dobra. Potrzebna. Po chwili zaczęliśmy rozmawiać. Tym razem tylko o przyjemnych rzeczach, o podróżowaniu, muzyce, filmach (też ogląda mugolskie filmy!), jedzeniu. Czas mijał nam naprawdę szybko i nim się obejrzeliśmy była już północ. Przytuliliśmy się i wróciliśmy do lochów.

***

- Musimy pogadać – powiedział wściekły Harry. Złapał mnie na korytarzu, gdy szłam na śniadanie.  Pokiwałam Pansy głową, że może już iść i odeszłam na bok.
- Tak?
- Przecież dobrze wiesz o co chodzi. Dałaś mi sztuczną pelerynę. Jej moc wyczerpała się po kilku tygodniach.
- I tak dłużej niż myślałam. Przepraszam, naprawdę. Wiem, że nie powinnam, niezależnie od tego, co myślisz o Ślizgonach, to nie jesteśmy tacy źli. Mamy rachunek sumienia, obiecuję, że oddam ci na obiedzie, tym razem prawdziwą.
- Nie wierzę ci, jesteś podstępna, a w oszukiwaniu masz talent.
- To poczekaj do obiadu i tak nie masz wyboru – odparłam z uśmiechem i poszłam na śniadanie. Po chwili dołączyłam do moich przyjaciół.
- I jak było? – zapytała Pansy, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. – No, wczorajsza randka, jesteście już parą?
- Nie, ja tam wolę się nie spieszyć.
- Co robiliście? – usłyszałam kolejne pytanie, jednak nie zdążyłam na nie odpowiedzieć, bo KTOŚ się wtrącił.
- Lepszym pytaniem jest, czy na pewno chcemy to wiedzieć. W końcu dziewczyna, chłopak, pokój, hormony… To może oznaczać tylko jedno.
- Bardzo zabawne Blaise, ale ja mam wyższe standardy niż ty. A tak serio, to przygotował dla mnie kolację i dużo rozmawialiśmy.
- Tak to się teraz nazywa, tak? – odparł pewien przygłup, a ja trzepnęłam go po głowie.
- Ale tylko gadaliście?
- Ha! – krzyknął triumfująco Blaise.
- Widzicie, niektórzy mogą TYLKO rozmawiać i to im wystarcza.
- Może tobie tak, ale jestem ciekawy czy Teodorowi też – wyszczerzył się Zabini, a ja zakryłam sobie twarz dłonią w geście rezygnacji. Po śniadaniu poszliśmy na lekcje. Na szczęście były skrócone, ponieważ mieliśmy wyjście do Hogsmeade. Zajęcia minęły szybko, a po nich wszyscy pobiegli do dormitoriów. Musieliśmy przygotować się do wyjścia, ponieważ było to ostatnie wyjście przed świętami. Umówiliśmy się jednak z Pansy, Blaisem, Draco, Harperem i Millicentą, że prezenty kupimy w Wigilię, razem. Jednakże zdecydowałam, że i tak pójdę do Hogsmeade. Lubiłam tę wioskę.
- Pójdziesz ze mną? – zapytałam Pansy.
- Tak, ale mam jeszcze coś do załatwienia. Poczekasz na mnie?
- Jasne – mruknęłam i chwyciłam jakąś książkę. Już dawno niczego nie czytałam. Dopiero po chwili zrozumiałam co się dzieje. Szybko chwyciłam Mapę Huncwotów. Tym razem spotkali się w dormitorium chłopców. Miałam szczęście, że nie zdążyłam jeszcze oddać Peleryny Harry’emu. Wzięłam ją i szybko pobiegłam. Liczyłam na to, że dowiem się czegoś więcej. Po chwili chciałam zapukać do drzwi, jednak zobaczyłam idącą w moją stronę Dafne. Stwierdziłam, że do pokoju wejdę razem z nią. Po chwili stałam w Pelerynie tuż przy Pansy.
- Wiem, że zebranie i w ogóle, ale zdążymy pójść jeszcze do Hogsmeade?
- Tak – odpowiedział Draco. – Jak zauważyliście ostatnio sprawa zaczęła się robić poważna, dlatego musimy być jeszcze bardziej dyskretni.
- Niby czemu? I tak praktycznie nic nie robimy na tych zebraniach.
- Musimy mieć pewność, że nie tylko wasi rodzice są w to zaangażowani. Wy też powinniście.
- Musimy? Wy, czyli kto? Te wszystkie morderstwa, nie wierzę, że za tym wszystkim stoją tylko nasi rodzice – powiedział z powątpiewaniem Blaise.
- Czy tak trudno w to uwierzyć?
- Tak, tym bardziej, że nie wierzę w to, że wszystko wymyślił twój ojciec.
- Słucham? To, że twój by tego nie wymyślił, nie oznacza, że mój nie dałby sobie rady – odparł Draco.
- Masz rację, mój ojciec nie wpadłby na pomysł mordowania ludzi.
- To czemu dalej jesteście w tej organizacji?
- Przepraszam, że przerywam waszą genialną kłótnię, ale Blaise ma trochę racji. Ja też słyszałam coś o tym, że organizacją rządzi ktoś zupełnie inny. Z resztą moi rodzice milkną jak pytam ich, czemu są jeszcze w T.F.T.J. Wydaje mi się, że ktoś ich zmusza – powiedziała Pansy.
- Moich chyba też.
- No właśnie – przytaknął Blaise.
- W każdym razie, to nie wasza sprawa.
- Czyli ty też nie wiesz, co Draco?
- Oczywiście, że wiem. Macie rację, oprócz mojego taty, za organizacją stoi ktoś więcej, ale nie mogę powiedzieć wam kto.
Po wypowiedzi Malfoya, moi przyjaciele zaczęli się dalej spierać, a ja musiałam sobie wszystko przetworzyć.
Ktoś więcej? Jak to? Czyli… To nie jest ich wina, to nie jest wina rodziców moich przyjaciół. A więc… Nie mogę ich oskarżyć, bo pójdą siedzieć za coś, do czego są zmuszani. Bo nie sądzę, że zdołają się z tego wybronić. Może to niewłaściwe, ale sama chcę odkryć kto i dlaczego wydaje rozkazy. Ale… Przeze mnie zginą ludzie, więcej i więcej. A więc muszę się pospieszyć, jednak to JA chcę się dowiedzieć pierwsza. Rozgryzę to, zdobędę dowody i o wszystkim powiem. Taaaak.
- No to wtedy będziemy spotykać się co piątek w Pokoju Życzeń – oznajmił Draco.
- Ale po co nam treningi?
- Mówiłem już to, Pansy. Niedługo będziemy brali czynny udział w akcjach, więc musimy znać więcej zaklęć i być sprawniejsi. Chyba, że wolisz zginąć z ręki aurora.
- Dobra, namówiłeś mnie.

***

- To co, idziemy do Hogsmeade? – powiedziała Pansy, wchodząc do dormitorium. Miałam szczęście, że zdążyłam wejść tam przed nią.
- Pewnie, w ogóle idziemy w jakieś konkretne miejsce? Chcesz coś kupić?
- Nie, raczej nie. Możemy pójść do Pubu pod Trzema Miotłami.
- Ok, no i może akurat spotkamy po drodze chłopców.
- Taa. Tak się cieszę, że nie robimy teraz zakupów świątecznych, przynajmniej nie musimy upychać się w tych wszystkich sklepach.
Ubrałyśmy płaszcze i poszłyśmy w stronę Hogsmeade. Jednak, gdy tylko wyszłyśmy na dwór, zobaczyłyśmy coś wspaniałego.
- Śnieg! – krzyknęłyśmy w tym samym czasie. W końcu, nieważne ile ma się lat, śnieg zawsze cieszy. A tutaj, w Hogwarcie, dodawał tylko uroku i klimatu. Było przepięknie.
- Dobra, ale chodźmy już, bo zaraz trzeba będzie wracać. A nie wiem  jak ty, ale ja nie chcę się spóźnić na obiad.
- Racja – odparła Pansy.
Ruszyłyśmy więc w stronę pubu. Po drodze rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Brakowało nam wspólnych wypadów i rozmów. Byłyśmy już bardzo blisko naszego celu, gdy nagle poczułam lekkie uderzenie w głowę. Odwróciłam się zakłopotana. Naprzeciwko mnie zauważyłam uśmiechającego się Blaise’a, Harpera i Draco. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wszyscy trzymają śnieżki. Jednak było już za późno.
- Teraz! – krzyknął Blaise, a my z Pansy oberwałyśmy kulkami śniegu. Oczywiście był to początek wojny. Każdy z nas lepił śnieżki najszybciej jak umiał i rzucał w kogokolwiek. Już po chwili byliśmy całkiem mokrzy. W pewnym momencie poczułam, jak coś związało moje nogi i przewróciłam się prosto w zaspę. Wkurzona zaczęłam szukać sprawcy. Okazało się, że to Harper stał i śmiał się z różdżką w ręku.
- Zemszczę się! – krzyknęłam i wstałam z ziemi.
- Nie mogę się doczekać.
Stwierdziłam, że będę musiała chwile z tym poczekać, ponieważ w moją stronę leciała śnieżka. Zrobiłam unik i  z powrotem włączyłam się do bitwy. Jednak nie zapomniałam o Harperze, o nie. Po kilku minutach nastała krótka przerwa, możliwe, że była ona spowodowana naszym zmęczeniem. Jednak ja nie chciałam odpoczywać. Wyciągnęłam różdżkę i niepostrzeżenie unieruchomiłam Harpera. Następnie zaczęłam wolno zmierzać w jego stronę.
- Chłopaki, ratujcie!
- Pomogę ci, Maddie! – krzyknęła Pansy i rzuciła się na Draco i Blaise’a. – Zatrzymam ich, a ty rób swoje!
Nie potrzebowałam niczego więcej, podbiegłam do nieruchomego Harpera i popchnęłam go. Jego bezwładne ciało runęło w śnieg, a on krzyknął. Następnie usiadłam na niego i zaczęłam wcierać śnieg w jego włosy.
- Następnym razem pomyślisz dwa razy przed zaatakowaniem mnie – powiedziałam ze śmiechem. Niestety kilka sekund później zaklęcie minęło, a chłopcy pokonali Pansy, więc obie leżałyśmy przygniecione przez nich w śniegu. Zrobiło się już późno, więc musieliśmy wracać. Osuszyliśmy się zaklęciem i poszliśmy na obiadokolację. Może i nie zdążyliśmy dojść do pubu, ale na pewno bawiliśmy się świetnie. W Wielkiej Sali oddałam Harry’emu Pelerynę i zjadłam obiad razem z moimi przyjaciółmi. Następnie poszłyśmy z Pansy do dormitorium i zaczęłyśmy odrabiać pracę domową.
- Następnym razem to my wygramy – powiedziałam.
- No pewnie, a ich przegrana będzie tak druzgocąca, że nigdy o niej nie zapomną.
Uśmiechnęłam  się.
Gdzie indziej mogłabym być jak nie w Slytherinie? No może w Ravenclaw, ale tam nie byłoby tak zabawnie.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja idę spać – powiedziałam i wgramoliłam się na łóżko.
- Kocham cię Madeline, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – usłyszałam głos Pansy i otworzyłam oczy ze zdziwienia. W końcu, Ślizgoni rzadko kiedy okazują uczucia w ten sposób.
- No ja też nie wiem – roześmiałam się. – I... ja też cię kocham Parkinson. 


   Znalezione obrazy dla zapytania isabelle fuhrman in snow


 

2 komentarze:

  1. Madeline & Teodor, tak, jak najbardziej mi się podoba ten ship <3 Bardzo miło się czytało, mam nadzieję, że teraz będziesz wstawiać rozdział cześciej! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo spóźniona, za co przepraszam:(( ale oto jestem pod twym najnowszym rozdziałem! Jak zwykle wyszło super, nie zauważyłam żadnej zmiany w sposobie pisania. Mam już parę shipów,ale to moja słodka tajemnica i zobaczymy czy się spełnią. Czekam na next po wycieczce!

    OdpowiedzUsuń