poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 12

"Mądra kobieta nie obraża się, ale od razu zaczyna planować zemstę" 

A więc tak : rozdział jest trochę później niż myślałam, ale jest. Za to komentarze... z nimi już gorzej. Naprawdę nie chciałabym was zmuszać, ale jak to się mówi -  nie pozostawiacie mi wyboru. Uwierzcie mi, pragnę widzieć, że mam dla kogo pisać. Następny rozdział wstawię, jak pod tym będzie 5 komentarzy. 

Dedykuję Oli i Justynie, które zawsze komentują i zawsze są. 



- Uważaj jak chodzisz idiotko! – krzyknęła irytująca blondynka, w którą niechcący weszłam.
- Idiotko? – zapytałam. – Mierz się z równymi tobie.
- To niemożliwe, nikt w Hogwarcie mi nie dorównuje – odparła Dafne.
- Masz rację, takiej głupoty to jeszcze nikt na świecie nie widział!
- Myślisz, że jak cały dzień gapisz się w ścianę i udajesz, że nad czymś się zastanawiasz, to jesteś mądra?
- Ja nie muszę nic robić i… i tak jestem mądra – odpowiedziałam gniewnie. Zauważyłam, że wokół nas zaczyna zbierać się grupka Ślizgonów. Kto jak kto, ale my kochamy kłótnie.
- Chciałabyś! Tak naprawdę jesteś tylko kłamliwą, tępą suką!
- Tak?! To czemu taka tępa suka jak ja, jest we wszystkim od ciebie lepsza i bardziej lubiana?! – odparłam wściekła. Dafne jednak nie była mi dłużna, wyciągnęła różdżkę i rzuciła w moja stronę jakieś zaklęcie. Na szczęście byłam szybsza.
- Protego – wytworzyłam magiczną tarczę. Tak rozpoczął się nasz pojedynek. Strzelałyśmy w swoją stronę przenajróżniejszymi klątwami. Blondynka szybko się męczyła i przestała za mną nadążać. Za to ja się dopiero rozkręcałam. Rzuciłam na nią Drętwotę, a od razu po jej obronie machnęłam różdżką ponownie:
- Rictusempra! – Dafne padła na ziemię. Zaklęcie obezwładniło ją i wywołało niezłe skurcze mięśni. Podeszłam do ciała Ślizgonki spojrzałam na nią z pogardą. Po chwili rzuciłam na nią kolejne zaklęcie. Jej włosy zmieniły kolor na zielony, a skóra stała się różowa. Wyglądała naprawdę zabawnie. Byłam pewna, że zbyt długo patrzeć na nią nikt nie da rady. Nieźle „raziła” po oczach. Uśmiechnęłam się.
- Może to cię chociaż chwilowo oduczy bezmyślności – mruknęłam. Zaklęcia nie da się złamać, samo przejdzie po kilku dniach. Usłyszałam śmiech. Praktycznie wszyscy znajdujący się w Pokoju Wspólnym patrzyli na całe zajście z uśmiechem. Jednak najbardziej i najgłośniej śmiał się Blaise.
- Widzę, że humorek ci wraca. A, no i… należało się krowie. 

***

Usiadłam przy stole Slytherinu. Ogólnie miałam dość dobry humor, ponieważ co chwilę przychodził do mnie jakiś Ślizgon i gratulował mi „pojedynku” z Dafne. Uproszczając, każdy był szczęśliwy dzięki upokorzeniu Greengrass. Rozejrzałam się po Sali. Księżniczka nie zaszczyciła nas swoją obecnością, pewnie za bardzo się wstydziła.
- Błagam naucz mnie tego zaklęcia – powiedział po raz setny Blaise.
- Nie. Mówiłam ci już, to jest moja tajna broń i nie mogę  tak po prostu się nią dzielić.
- Cholera, Maddie. Wiesz ile osób miałbym w garści, gdybym znał to zaklęcie? Groziłbym im…
- Pomalowaniem włosów na zielono? – przerwałam mu ze śmiechem. ‘
- Właśnie tak. Takie upokorzenie jest gorsze niż dzień w Skrzydle Szpitalnym.
- No to już wiem jak mogę cię szantażować – odparłam. Po chwili zaczęliśmy się śmiać. Oboje. Nie przestałabym gdyby nie sowy dostarczające pocztę. Jednak to nie one przeszkodziły nam w rozmowie. Zrobiły to szepty, krzyki oburzenia i bardzo głośny płacz. Na początku nie zrozumiałam o co chodzi. Dopiero po chwili popatrzyłam na gazetę leżącą przede mną :
„KOLEJNE MORDERSTWO W MINISTERSTWIE MAGII. SEKRETARZ MINISTRA – PATRCIK VANCE ZOSTAŁ OTRUTY”
Otworzyłam szeroko oczy. Myślałam, że to już koniec, że to miało być tylko jedno morderstwo, a okazuje się, że kolejna osoba zginęła kilka dni później.
- Muszę powiedzieć tacie. Muszę powiedzieć tacie. Muszę mu powiedzieć. Powiedzieć. Tacie – powtarzałam w myślach. Zaklęłam cicho. To był tata Emily, tej z którą „zaprzyjaźnić się” miała Pansy. Nie wiem jak pomogło to im w morderstwie, ale…
- Ciekawe jak to możliwe – usłyszałam głos Teodora.
- Ale co?
- No, że w Ministerstwie pracuje tylu aurorów, a żaden jeszcze nie złapał tego mordercy.
- Morderców – poprawiłam go cicho.
- Słucham?
- Wydaję mi się, że stoi za tym więcej osób. W końcu jedna osoba nie byłaby w stanie otruć dwóch bardzo ważnych urzędników, a nawet jeżeli tak, to po co? Pewnie ma to jakiś cel.
- Pewnie tak. Nie martw się Madeline. Złapią ich zanim ucierpi ktoś jeszcze.
- Nie musisz mnie pocieszać.
- Wiem, ale chcę – uśmiechnął się do mnie. 

***

Eliksiry. Myślę, że lubiłabym ten przedmiot gdyby nie Snape. Zawsze widocznie mnie dręczył. Wstawia mi oceny, na które z pewnością nie zasługuję (bo zasługuję na lepsze), wyśmiewa się ze mnie kiedy może i jest naprawdę wredny. Mogłabym powiedzieć, że robi tak z niewyjaśnionych przyczyn, ale nie do końca tak jest. Otóż odgrywa się on na mnie. Mści się za zachowanie mojego taty, który dręczył go w dzieciństwie. Ja wszystko rozumiem, no ale, to przecież nie moja wina, że był sierotą, a mój ojciec to wykorzystywał! *
- Maddie, skup się – szepnęła do mnie Pansy. Miała rację. Robiliśmy dość trudny eliksir, a ja nie chciałam podpaść Snape’owi jeszcze bardziej. Popatrzyłam w książkę. Musiałam dodać jeszcze korzeń mandragory. Był to ostatni składnik. Powoli włożyłam roślinę do kociołka, jednak stało się coś niespodziewanego. Mianowicie, mikstura wybuchła. Praktycznie cała zawartość garnuszka wyleciała na mnie. Oparzyła całe moje ręce, szyje, klatkę piersiową i brzuch. Czułam jakby substancja wyżerała mi skórę. Usłyszałam krzyk i kolejny, i kolejny. Jedną z krzyczących osób byłam ja. Parzyło, tak strasznie parzyło. Upadłam na ziemię. Poczułam jak tracę przytomność. Usłyszałam jeszcze śmiech Dafne i polecenie, aby zanieść mnie do Skrzydła Szpitalnego.
- Zemszczę się – wyksztusiłam w stronę Dafne i rozpłynęłam się. 

***

- Chyba się budzi – usłyszałam jakiś znajomy głos. Wracałam z ciemności, przynajmniej tak się czułam. Zapragnęłam otworzyć oczy, ale wtedy poczułam okropny ból. Rozsadzał moją głowę. Krzyknęłam.
- Maddie otwórz oczy, co się dzieje?!
Stwierdziłam, że posłucham tej rady. Po chwili patrzyłam na grupkę moich przyjaciół. Wszyscy mieli zatroskane wyrazy twarzy. Głowa bolała coraz mniej. Okazało się, że to pani Pomfrey rzuciła w moją stronę jakimś zaklęciem.
- Co mi się stało? – zapytałam.
- Ta wariatka zamieniła korzeń mandragory na korzeń jakiejś wybuchowej rośliny, przez co twój eliksir…
- No wiem, ale co ze mną? – przerwałam Pansy.
- Byłaś nieźle poparzona, ale pani Pomfrey uratowała sytuację. Dzięki szybkiej reakcji nie będziesz miała żadnych blizn, ale może cię jeszcze trochę to boleć.
- Rozumiem. Czyli w sumie nic się nie stało, mogę już stąd iść?
- Pani Pomfrey powiedziała, że wypuści cię wieczorem, na Dafne zemścisz się później. Z resztą my zrobiliśmy już swoje – powiedział z uśmiechem Blaise.
-Przecież wiecie, że to nie wystarczy. A co jej zrobiliście?
- Odwróć się – nakazał mi Zabini. Po mojej lewej stronie, na łóżku leżała kolorowa istota. Oczywiście była to śpiąca Dafne.
- Co jej zrobiliście? Nie będziecie mieli przez to kłopotów?
- Harper stał obok tej suki po twoim „wypadku”, więc popchnął ją na jej kociołek, przez co jest tak oparzona, jak ty. Albo i mocniej.
- Było takie zamieszanie, że nawet ona nie zauważyła kto ją popchnął. Równie dobrze mógłby to być prawdziwy wypadek – wtrącił się Harper.
- Dziękuję – powiedziałam szczerze. Mogłam na nich liczyć,  nawet jeżeli wiązało się to z okrutną zemstą.
- Posiedzielibyśmy z tobą jeszcze trochę, ale musimy iść na obiad. Potem przyniosę ci coś do jedzenia – powiedział Teodor, a następnie Ślizgoni zaczęli się zbierać do wyjścia.
***

Na szczęście, jeszcze przed kolacją, pielęgniarka wypuściła mnie ze Skrzydła Szpitalnego. Dała mi jakiś eliksir przeciwbólowy i kazała na siebie uważać. Miałam szczęście, że przez cały czas zajmowała się Dafne, ponieważ musiałabym znosić towarzystwo Greengrass. Po spokojnej kolacji, ruszyłyśmy z Pansy do dormitorium.
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, nie musisz mnie ciągle o to wypytywać, Pansy!
- No dobrze. Wiesz co, Maddie? Strasznie się martwię – spojrzałam na nią wyczekująco. – Bo widzisz, między mną, a Draco jest coraz gorzej. Od balu prawie na mnie nie spojrzał, za to często gada z tą debilką.
- Z Dafne? – kiwnęła głową. – Widzisz swój jest warty swego.
- Jak możesz tak mówić?! Przecież wiesz, że on mi się strasznie podoba.
- Wiem, Pansy. Jednak jak sama powiedziałaś, PODOBA cię się. A jakieś głupie zauroczenie jest niczym w porównaniu z zakochaniem. Zobaczysz, że jeszcze znajdziesz kogoś stworzonego dla ciebie.
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – powiedziała i mocno mnie przytuliła. Oczywiście oddałam jej uścisk. Po chwili doszłyśmy do Pokoju Wspólnego, a następnie do naszego dormitorium. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to liścik leżący na moim łóżku. Od razu po niego sięgnęłam.

„Spotkajmy się dzisiaj o 20:30 w Pokoju Życzeń. Mam nadzieję, że nie jadłaś zbyt dużo na kolację” 

Nadawca nie podpisał się, ale oczywiście wiedziałam od kogo dostałam to zaproszenie. Otóż przy liściku leżało pudełko czekoladowych żab. Tylko Teodor wiedział, że są to moje ulubione słodycze, ponieważ tylko on mnie o to pytał. Uśmiechnęłam się. Liczyłam na naprawdę miłe spotkanie. Okazało się, że zostało mi tylko trzydzieści minut, więc szybko pobiegłam do łazienki. Musiałam się uczesać i trochę mocniej pomalować.
- Mam nadzieję, że są to twoje ostatnie chwile jako singielki – roześmiała się trzymająca kartkę Pansy. Spiorunowałam ją wzrokiem. Dobrze wiedziała, że nie chciałam wchodzić w żaden związek. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Miałam na sobie białą sukienkę w szare wzory, białe buty i pasującą biżuterię. Stwierdziłam, że jestem gotowa i wyszłam.
- Powodzenia – usłyszałam jeszcze głos mojej przyjaciółki. 

Znalezione obrazy dla zapytania Isabelle Fuhrman black and white
  * - od tej pory dłuższe przemyślenia Maddie będę zapisywać kursywą. Wydaje mi się, że lepiej to wygląda i bardziej pasuje ;) 

1 komentarz:

  1. Kolejny bardzo fajny rozdział. Jestem ciekawa, co się dalej rozwinie z tymi morderstwami, bo to jest interesting i exciting wątek. Madeline czasami tak bardzo przypomina ciebie,że zaniast jej imienia czytam twoje :")anyways, bardzo fajny rozdział i czekam na następny!
    Pozdrowionka
    Twoja Mitsuyo Mana

    OdpowiedzUsuń