niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 1

Początek

Jest niedziela, tydzień minął, a więc wstawiam obiecany pierwszy rozdział. W sekrecie powiem wam, że jestem z siebie dumna. Uważam, że wyszedł mi całkiem dobrze + nie jest taki krótki. Proszę o wyrozumiałość (nie mam bety) i serdecznie zapraszam do czytania :) 




                                                     ***
- Madeline zejdź na dół! Madeline, no chodź. Czeka tu na ciebie niespodzianka! Madeline, ile razy mam wołać?! – krzyczała mama.
- Już, już idę mamo – odkrzyknęłam i zaczęłam zastanawiać się o co może chodzić. W końcu niecodziennie słyszy się o „niespodziance”.  Wyszłam z mojego pokoju i zeszłam po schodach. Gdy weszłam do salonu, od razu zauważyłam pewną zmianę. Mianowicie na stole leżał list. Jako, że od dziecka słyszałam opowieści rodziców o ich dzieciństwie, szkole i przygodach, to od razu domyśliłam się co to za list.
- Czy to naprawdę to, o czym myślę ? Mamo, błagam powiedz mi, że się nie mylę i że wreszcie przyszedł na mnie czas!
- Nie mylisz się kochanie, teraz … - powiedział tata, jednak nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przerwałam:
- Idę do Hogwartu! Mamo, tato, czy wy to widzicie?! Madeline Black wybiera się do Hogwartu i zamierza zdobyć tę szkołę!
- Moja krew! Dorcas, skarbie? Widzisz, jak wspaniale wychowałem naszą córkę? – powiedział tata z udawanym wzruszeniem i z szerokim uśmiechem na ustach.
- Oj, Syriusz, obawiam się, że aż zbyt „dobrze”.
Ale ja już ich nie słuchałam, ponieważ pochłaniałam każde pojedyncze słowo z listu. Byłam taka szczęśliwa. Czułam, że moje życie dopiero się zaczyna. Musiałam o tym powiedzieć Harry’emu . On na pewno też dostał list. Wreszcie nasze dziecięce marzenia i fantazje się spełnią.
- Mamo, mogę zaprosić do nas Harry’ego? W końcu, no wiesz, planowałam z nim nasze hogwarckie życie od… zawsze. Co myślisz? Chciałabym z nim pogadać.
- Hm… Myślę, że to dobry pomysł, ale nie sądzisz,  że lepiej byłoby, gdybyście umówili się na Pokątnej i zrobili już potrzebne wam zakupy do szkoły?
- Super pomysł! Lecę do niego napisać, mam tylko nadzieję, że będzie mógł iść.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Szybko nabazgrałam gdzie, kiedy i po co chcę się z nim spotkać i przekazałam list Bonnie, mojej sowie. Nie zdążyłam nawet jej pogłaskać, a ta już wyleciała przez okno. Bardzo lubiła mieć jakieś zadanie. Czuła się wtedy potrzebna. Bonnie była moim prezentem na piąte urodziny. Miała piękne, przyciągające wzrok, wielkie, pomarańczowe oczy. Jej upierzenie było czarno-białe. Charakteryzowała się zadartym dziobem i niewielkim rozmiarem. Tak, Bonnie zdecydowanie była najpiękniejszym zwierzątkiem, jakie kiedykolwiek znałam. Siedziałam tak i rozmyślałam jeszcze przez długi czas. To był zdecydowanie jeden z lepszych dni w moim życiu.
***
- Na Pokątną! – krzyknęłam i wrzuciłam proszek Fiuu do kominka. Byłam jedną z nielicznych osób, które lubiły ten środek transportu. W ciągu jednej sekundy znalazłam się na ulicy Pokątnej. Rozejrzałam się i zauważyłam, że tuż obok mnie stoi już moja mama. Nie zdążyłam jednak zrobić niczego więcej, ponieważ usłyszałam krzyk mojego  przyjaciela :
- Maddie!!! Dostaliśmy list! Pojedziemy razem do Hogwartu!
- Tak Harry, wiem. Widzisz ja także się cieszę, ale nie musisz drzeć się na całą ulicę! – skrzyczałam Harry’ego najpoważniejszym tonem jakim umiałam, jednak byłam pewna, że mój uśmiech widoczny był nawet z odległości 30 metrów. Po chwili uściskałam mojego przyjaciela.  Jego widok był dla mnie naprawdę miły. Jednak gdzieś w środku miałam uczucie, że nasza przyjaźń nie będzie trwała wiecznie. Oczywiście szybko schowałam tę myśl najgłębiej, jak się dało.
- Widzisz Lily do czego to doszło? Nasi chrześniacy już nawet nie zwracają na nas uwagi – powiedziała mama z udawanym smutkiem .
- Cześć ciociu! – krzyknęliśmy z Harrym w tym samym momencie, tylko że ja zwróciłam się do cioci Lily, a Harry do mojej mamy.
- Dobra, dobra, powinniśmy jednak już iść po to, po co tu przyszliśmy. W końcu nie wiem jak wy, ale ja to planuję załatwić w JEDEN dzień – oznajmiła ciocia Lily. Nie mieliśmy wyboru, więc weszliśmy do pierwszego sklepu.
- Dzień dobry Panie Ollivander – powiedziała Lily, wchodząc do sklepu.
- Dzień dobry Lily, Dorcas. Widzę, że teraz wasze dzieci szukają odpowiednich różdżek. Zaraz się tym zajmę – powiedział wytwórca różdżek i zagłębił się między regały. Podekscytowana spojrzałam na Harry’ego. Właśnie tutaj mieliśmy dostać nasze pierwsze różdżki! Po chwili pan Ollivander wrócił z dwoma na pozór zwykłymi patykami.
- 10 i ćwierć cala, orzech włoski, włókno ze smoczego serca, sztywna. Proszę niech panienka wypróbuje. A dla pana 11 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka.
Po chwili Harry machnął różdżką, a nas owiał przyjemny wiatr. Był taki magiczny, wspaniały. Było już pewne to, że ta różdżka jest perfekcyjnie dobrana do Harry’ego. A ja pomimo prośby Ollivandera, nie byłam w stanie czegokolwiek zrobić. Wygląd różdżki i myśl, że będzie ona moja, zahipnotyzowała mnie. A była ona naprawdę piękna, mogłabym nawet powiedzieć, że idealna. Miałam wrażenie, że jest ona stworzona specjalnie dla mnie.
- Yyyy… Maddie?
- Ah, już, już, przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam lekko zawstydzona. Machnęłam różdżką, jednak i tak już wiedziałam, że ona wybrała mnie  , i że będzie moja. Tak jak się spodziewałam, zadziałała prawidłowo. Uniosła mnie lekko do góry, a potem opuściła. To było wspaniałe uczucie. Poczułam się tak lekka, bezbronna i… szczęśliwa.
- Hm… Interesujące – mruknął pan Ollivander, a chwilę później sprzedał nam nasze nowe różdżki. Następnie odwiedziliśmy „Esy i Floresy”, „Kotły” i resztę sklepów, w których kupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Na koniec zostawiliśmy sobie tylko sklep z miotłami. Gdy tylko weszliśmy do sklepu, w oczy rzucił nam się najnowszy i najpopularniejszy model – Nimbus 2001. Zajęło mi chyba aż 15 minut błaganie mamy, żeby mi go kupiła. Oczywiście wyszłam z tej konfrontacji zwycięsko. Z resztą podobnie było z Harrym, aczkolwiek  ciocia Lily dłużej stawiała opór. Skończyło się na szantażach i obietnicach (Harry obiecał, że do początku roku szkolnego będzie zmywał po obiedzie). Toteż ze sklepu wyszliśmy z nowiuteńkimi miotłami i z uśmiechami na twarzach. Na końcu poszliśmy do Dziurawego Kotła i spędziliśmy czas na bardzo miłej pogawędce. Po męczących, jednakże przyjemnych zakupach wróciliśmy do domu.
***
Otworzyłam oczy. Pierwsze co zauważyłam po obudzeniu to leżąca na dywanie zapakowana po brzegi, wielka walizka i Bonnie patrząca mi prosto w twarz. Uśmiechnęłam się. Dzisiejszy dzień miał być początkiem mojej nauki w Hogwarcie. Wyskoczyłam z łóżka, przestraszona myślą, że mogę się spóźnić.
- Mamo, tato, za piętnaście minut widzę was na dole ze zrobionym śniadaniem! – wrzasnęłam.
- Ja wszystko rozumiem, ale Dorcas, powiedz mi po kim ona jest taka nieznośna – usłyszałam głos taty dochodzący z sypialni rodziców. Słysząc to, mama roześmiała się i odpowiedziała :
- Oh, myślę, że na to pytanie odpowiadać nie muszę.

Tak jak zapowiedziałam piętnaście minut później siedzieliśmy na dole i jedliśmy śniadanie. Zdecydowałam, że to odpowiedni moment, żeby zacząć trudną dla mnie rozmowę. Zestresowałam się trochę, ale wiedziałam, że muszę znać odpowiedź :
- A co jak nie trafię do Gryffindoru? Wiem, że dzieci często trafiają tam, gdzie ich rodzice, ale bywają wyjątki.
- Proszę cię, Maddie. Jesteś taka podobna do mnie, jak miałabyś trafić gdzieindziej? – spytał tata.
- Może i podobna, ale nie identyczna…
- Kochanie, nie martw się tym. Będziemy cię kochać i szanować twój wybór, nieważne gdzie zostaniesz przydzielona. Zawsze będziemy cię akceptować. Pamiętaj o tym. A to, że tata tego nie powiedział, świadczy tylko o jego braku wyczucia, a nie o tym, że tak nie myśli – powiedziała mama i spojrzała karcąco na tatę.
- Ej, ja też mam uczucia.
- Dziękuję mamo – naprawdę uspokoiła mnie wypowiedź mamy. Tym bardziej, że miałam przeczucie, iż trafię całkiem w inne miejsce, niż moi rodzice. Obawiałam się ich reakcji, więc odpowiedź mamy całkiem złagodziła mój strach.
***
King’s Cross – moja przepustka do raju. Wreszcie. Stałam z moimi rodzicami przy samym przejściu na peron 9 i 3/4. Czułam jakby szczęście rosnące w moim sercu, miało zaraz eksplodować.
- I co teraz? – zapytałam z wyczuwalnym podekscytowaniem.
- Musimy przejść przez barierkę oddzielającą peron 9 i 10. Widzisz tę ścianę? Wystarczy się o nią oprzeć, aby znaleźć się po drugiej stronie.
Już po chwili znajdowaliśmy się na wyznaczonym peronie. Zobaczyłam mnóstwo czarodziejów i podekscytowanych przyszłych uczniów – takich jak ja. Niektórych z nich kojarzyłam z różnych przyjęć, na które czasem chodziliśmy z rodzicami. Po chwili zobaczyłam Harry’ego. Podbiegłam do niego.
- Cześć! Harry, wreszcie  nadszedł ten dzień.
- Wiem Maddie, wiem. Tak bardzo się cieszę – odpowiedział. Następnie zaczęłam żegnać się z moimi rodzicami, a Harry ze swoimi. Czułam lekki smutek, wiedziałam, że nasza rozłąka będzie trwać naprawdę długo. Bardzo ich kochałam.
- Będę za wami tęsknić, ale i tak wiem, że wy za mną bardziej. Trzymajcie się i do zobaczenia w święta – powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam rodziców.
- Żegnaj Maddie. Ucz się pilnie, spełniaj swoje marzenia i …
- Baw się dobrze – dopowiedział tata. Pożegnałam się jeszcze z wujkiem Jamesem i ciocią Lily i już po chwili wchodziłam z Harrym do pociągu. Cieszyłam się, że jadę do Hogwartu z moim przyjacielem, jednak chciałam poznać  nowych. Uwielbiałam zawierać nowe znajomości i byłam świadoma, że mam taką szansę.
- Harry, wiem że jesteśmy przyjaciółmi i to w dodatku najlepszymi, ale myślę, że powinniśmy poznać nowych czarodziejów. W końcu nie wiadomo czy trafimy do jednego domu, a ja nie chciałabym być sama. Mam taki pomysł, że moglibyśmy się rozdzielić. Ty pójdziesz do innego przedziału z innymi ludźmi, a ja do innego. Zgadzasz się?
- Hm… No nie wiem. Myślałem, że usiądziemy razem, ale jeżeli naprawdę tego chcesz, to dobrze. Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Dziękuje i do zobaczenia – uśmiechnęłam się. Taki ruch planowałam już od dawna. Po chwili zaczęłam szukać przedziału z ludźmi, z którymi mogłabym się zaprzyjaźnić. W ostatnim przedziale siedziała trójka czarodziejów. Zaciekawili mnie. Już z daleka można było dostrzec, że to arystokraci. Pierwszy chłopak miał włosy koloru bardzo jasnego blondu. Jego oczy były szare, a szyderczy uśmiech bijący z jego twarzy mówił o nim wszystko. Byłam pewna, że go nie polubię. Za to drugi, czarnoskóry chłopak z wydatnymi kośćmi policzkowymi i brązowymi oczami robił na mnie lepsze wrażenie. Zaintrygował mnie. Trzecią osobą siedzącą w tym przedziale była dziewczyna o lekko skośnych, czarnych oczach i kruczoczarnych włosach. Wyglądała na rozpieszczoną, zarozumiałą arystokratkę. Jednak było w niej, w nich coś więcej. Coś, co kazało mi wejść do przedziału.
- Cześć, nazywam się Madeline Black. Mogę z wami usiąść? – zapytałam z głową uniesioną wysoko. Musiałam pokazać im, że także jestem arystokratką, to był jedyny sposób, żeby zdobyć ich sympatię.
- Jak musisz. Chwila, kojarzę cię. Czy to nie ty wylałaś sok na Dafne Greengrass na przyjęciu u państwa Forbse? – zapytała podejrzliwie czarnowłosa dziewczyna.
- We własnej osobie. No cóż, obraziła moją rodzinę, należało się jej.
- Tak, komu jak komu, ale Dafne na pewno się należało. Jestem Blaise Zabini, ten obok to Draco Malfoy, a to jest Pansy Parkinson.
- Miło was poznać. Widzę, że nie jestem jedyną „fanką” Dafne.
- Wiesz co Madeline? Myślę, że ona ma mnóstwo „fanek” – odpowiedział Blaise. Po chwili zaczęliśmy długą, aczkolwiek miłą rozmowę. Naprawdę polubiłam Pansy i Blaise’a. Draco trochę mniej przypadł mi do gustu, jednak dało się go znieść. Podróż minęła nam bardzo szybko, a ja czułam się cudownie w ich towarzystwie. Pod świadomie byłam im także wdzięczna, że nie zaczęli rozmowy o domu, do którego chcę trafić. Nim się obejrzałam, byliśmy już na miejscu. Wyszliśmy z pociągu, a naszym oczom ukazał się wspaniały widok.  Ujrzeliśmy  wielkie zamczysko z licznymi wieżami i basztami. Leżało ono na skale otoczonej ogromnym jeziorem. Widok Hogwartu zapierał dech w piersiach. Był przepiękny.
- Nareszcie w domu. 


   Hogwart.jpg

6 komentarzy: