niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 3




Szlaban

 Życzę wszystkim Wesołych Świąt i zapraszam do czytania :)

- Madeline, wstawaj! Chyba nie chcesz spóźnić się na śniadanie? – usłyszałam głos Pansy.
- Przynieś mi kanapkę, przecież wiesz, że w ogóle nie spałam. No weź…
- Spadaj, za to ty wiesz, że ja nie spałam tak samo jak ty. Mogłaś nie zapraszać Blaise i Harpera. Jeżeli ja wstałam, to i ty możesz.
-Co z ciebie za przyjaciółka?! Z resztą ja i tak wiem, że jesteś zła, bo nie zaprosiłam Draco – powiedziałam i uśmiechnęłam się szyderczo, jednak Pansy nie zostawiła tego bez odpowiedzi, ponieważ uderzyła mnie z całej siły poduszką.
- A rób co chcesz, nie obchodzi mnie to. Aczkolwiek wiedz, że Blaise nie da ci spokoju, jak nie pójdziesz na śniadanie i do końca życia będzie ci wypominać, że masz słabą głowę.
- No dobra wstaję, ale następnym razem i tak nie zaproszę tego napuszonego idioty – uśmiechnęłam się zwycięsko i poszłam do łazienki. Już po chwili wyszłyśmy z Pansy z dormitorium. Oczywiście nie pozostałyśmy niezauważone.
- Cześć Madeline, cześć Pansy – usłyszałyśmy od Ślizgonów , którzy znajdowali się jeszcze w pokoju wspólnym. Dobrze było być popularną w swoim domu i w całym Hogwarcie. Odpowiedziałyśmy i poszłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Gdy już się tam znalazłyśmy poszukałyśmy wzrokiem Blaise’a i usiadłyśmy obok. Niestety Draco też tam siedział.
- Jak się spało słoneczko? – zapytał mnie Zabini z durnowatym uśmieszkiem na twarzy.
- Oh, Blaise! Jesteśmy już szósty rok w Hogwarcie, a ty i tak codziennie zadajesz to samo głupie pytanie. Powiedz mi, dlaczego?
- Maddie, przecież wiesz, że po prostu się o ciebie martwię. A więc? Jak się spało?
- Dobrze, ale ktoś inny marzy o rozmowie z tobą– powiedziałam i uśmiechnęłam się złowieszczo. – Millicenta, Blaise chciałby z tobą porozmawiać o czymś naprawdę ważnym! – krzyknęłam w stronę czarnowłosej dziewczyny, która siedziała naprzeciwko nas i rozmawiała z Evelyn. Wiedziałam, że Blaise bardzo się jej podoba, a on jej unika, więc stwierdziłam, że będzie zabawnie. Zabini  jęknął i spojrzał się na mnie z rządzą mordu wypisaną na twarzy. Już po chwili uśmiechnięta od ucha do ucha Millicenta zaczęła z nim rozmawiać. Głównym tematem był jej kot.
- No brawo, brawo, Black. Ty to każdemu potrafisz utrudnić życie, co? – mruknął w moją stronę Draco. Jednak zignorowałam go. Nie zasługiwał nawet na porządną kłótnię. Po śniadaniu ruszyliśmy na lekcje.

                                                                 ***
Cały dzień minął dość szybko. Przede mną była już tylko transmutacja. Niestety ta lekcja odbywała się wraz z Gryfonami. Stanęłyśmy z Pansy pod salą i czekałyśmy na najnudniejszą część dnia. Jednak po chwili zauważyłam, że Harry, Ron i Hermiona też zdecydowali się czekać pod klasą. Aczkolwiek Ron nie zwrócił na nas uwagę, zajęty był rozmową z Potterem. Przez jego nieostrożność potknął się i oblał mnie sokiem. Wściekła wrzasnęłam :
- Ty rudy idioto!  Rozumiem, że twoje jedzenie jest najważniejsze, ale mógłbyś czasem pomyśleć i bardziej uważać! Jednak nie powinnam się dziwić, co nie Weasley? Takiej durnowatej niezdarze często się to zdarza.
- Chłoszczyść – mruknął Harry z różdżką zwróconą w moim kierunku. Widocznie bał się wybuchu Rona. Po chwili plamy po soku zniknęły. Aczkolwiek nie oznaczało to, że tak po prostu dam im spokój.
- No i co Weasley? Już nawet nie potrafisz naprawić swoich błędów? Potter musi to robić za ciebie? – zapytałam z szyderczym uśmiechem. Jednak dla Rona to było już za dużo.
- Co ty sobie myślisz?! – wrzasnął. – Tak, oblałem cię sokiem, ale to nie oznacza, że możesz mnie tak po prostu obrażać. Sądzisz, że tobie, jako Ślizgonce wszystko wolno?! Nie, w niczym nie jesteś ode mnie lepsza…
- No, oprócz inteligencji, zdolności, wyglądu, statusu krwi, wymieniać dalej? – przerwałam mu i zadowolona usłyszałam chichot uczniów stojących na korytarzu, spowodowany moim pytaniem.
- Ty! –wrzasnął wściekły Weasley, wyciągnął różdżkę i już chciał rzucić we mnie jakimś zaklęciem. Jednak byłam szybsza :
- Expelliarmus! -  krzyknęłam, a po chwili różdżka Rona znalazła się w mojej lewej ręce. Pansy, Blaise, Harper, Hermiona i Harry stali już przygotowani do bitwy, która zaczęłaby się, gdyby McGonagall nie przyszła w odpowiednim momencie na lekcję.
- Co wy najlepszego robicie?! Czemu nikt nie zareagował? Kto to zaczął?! – zapytała zdenerwowana profesor. Po chwili jakiś uczeń wskazał mnie i Rona.
- Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu i Gryffindoru, a wasza dwójka przyjdzie dzisiaj o 20 do mojego gabinetu na szlaban.
- Dobrze – mruknęliśmy z Weasleyem i zmierzyłam go gniewnym spojrzeniem. Po skończonej lekcji poszłam z Pansy na błonia. Usiadłyśmy pod naszym ulubionym drzewem, a ja zerknęłam na bawiące się dzieci z pierwszych klas. Były takie szczęśliwe, beztroskie. Trochę mi tego brakowało. Aczkolwiek teraz miałam przyjaciół i szacunek wszystkich Ślizgonów. Dodatkowo każdy mnie kojarzył oraz dla dużo osób byłam autorytetem. Nawiasem mówiąc osiągnęłam to, o czym zawsze
 marzyłam – popularność.
- Wszyscy gryfoni to idioci. Gadają o naszej arogancji, a sami uważają się za lepszych, milszych i odważniejszych od innych. Nie rozumiem jak mogłaś przyjaźnić się z Potterem – Pansy przerwała moją zadumę.
- Ja też nie – odpowiedziałam ze śmiechem. Skłamałam. Nigdy nie miałam tak dobrego przyjaciela jak Harry. Nawet Pansy nie była dla mnie tak ważna. Syn Jamesa był wyrozumiały, cierpliwy i odważny. Miałam z nim tyle przygód. On jedyny mnie rozumiał. Jednak zmieniliśmy się. Nasze systemy wartości uległy zmianie. Dla niego najważniejsi byli NOWI przyjaciele, rodzina, dobro i honor. Ja najbardziej dbałam o rodzinę, sławę, osiągnięcie czegoś ważnego oraz siłę. Nie mogłam już przyjaźnić się z Harrym. Przestał mnie rozumieć . Dodatkowo ja byłam Ślizgonką, a on Gryfonem. A co najważniejsze – zdradził mnie. Trzy lata temu podczas wakacji dostałam list od Walburgii Black, mojej babci. Dowiedziała się, że poszłam do Slytherinu i chciała się ze mną spotkać. Zainteresowana odwiedziłam ją. Harry był jedyną osobą, której o tym opowiedziałam. Ufałam mu. To była tajemnica, a on zdradził ją mojemu tacie, który nienawidził swojej mamy.  Zezłościł się na mnie. Nie mógł mi tego wybaczyć. Przez Harry’ego moja wspaniała relacja z ojcem osłabła. Jednak twierdził on, że zrobił to dla mojego dobra, bo się martwił. Byłam wściekła, wiedziałam, że już nie będę w stanie się z nim przyjaźnić. To był nasz koniec.
- Maddie? Dlaczego nic nie mówisz, coś się stało? – zapytała szczerze zaniepokojona Pansy.
- Nie, nic się nie stało, po prostu się zamyśliłam. Zimno mi, może wrócimy do zamku? Z resztą zaraz będzie obiad.
- No tak, a więc wracajmy.
Po chwili byłyśmy już w Wielkiej Sali i jadłyśmy obiad z naszymi przyjaciółmi.

                                                     ***

W dobrym towarzystwie czas mija szybko, a więc nim się obejrzałam nastała godzina dwudziesta. Pożegnałam się z Blaise’m, Pansy, Draco oraz z Evelyn i poszłam na szlaban. Po chwili znalazłam się w gabinecie McGonagall.
- Pomożesz panu Filchowi posprzątać salę od eliksirów. Idź już.
- Dobrze pani profesor – powiedziałam i poszłam do odpowiedniej sali. Po chwili stałam już w klasie i spoglądałam na starego woźnego.
- Jakiś wstrętny uczeń wylał wszystkie eliksiry na podłogę. Posprzątasz to, ale najpierw dasz mi swoją różdżkę, którą odbierzesz po szlabanie. Zrozumiałaś?  
- Tak, proszę pana – odpowiedziałam i oddałam różdżkę woźnemu. Po chwili starzec wyszedł z sali mrucząc o tym, jacy ci uczniowie są okropni. Uśmiechnęłam się. Filch nie wziął pod uwagę, że nie od dzisiaj jestem Ślizgonką. Zapomniał o naszym wrodzonym sprycie. Owszem, oddałam mu różdżkę, jednak nie była ona moja, tylko Pansy. Swoją za to miałam w kieszeni. Naprawdę myślał, że będę brudzić sobie ręce?
- Chłoszczyść – wypowiedziałam zaklęcie i machnęłam różdżką. To było aż za proste. Jednak nie mogłam od razu iść do niego i powiedzieć, że skończyłam. To by było zbyt podejrzane. Aczkolwiek nie chciało mi się tak długo siedzieć samej w klasie, więc ruszyłam w stronę pokoju Filcha. Stwierdziłam, że może nie ma go w środku i że będę mogła się tam rozejrzeć. Słyszałam, że trzyma w swoich szufladach interesujące rzeczy, które skonfiskował, więc czemu miałabym tego nie sprawdzić? Zapukałam do drzwi jego pokoju. Nie usłyszałam niczego, co potwierdzałoby obecność Filcha, więc nacisnęłam klamkę. Pomieszczenie było zamknięte.
- Alohomora – wypowiedziałam zaklęcie i weszłam do pokoju woźnego. Po chwili otwierałam już szufladę umieszczoną w biurku woźnego. Moim oczom ukazało się pudełko z napisem „Bardzo niebezpieczne przedmioty”. Uśmiechnęłam się i otworzyłam je. W środku znajdowały się: jakiś zegarek, pierścionek, łajnobomba i tabletki. Byłam zawiedziona, jednak spostrzegłam jeszcze jedną rzecz. Na dnie leżał stary kawałek pergaminu. Zdziwiłam się, że Filch uznał to za „bardzo niebezpieczne” , po chwili dowiedziałam się dlaczego. Z kartki biła jakaś dziwna, magiczna aura. Moja intuicja mówiła mi, że ten kawałek pergaminu skrywa jakąś tajemnicę i że tak naprawdę jest wartościowy. Zafascynowana włożyłam kartkę do kieszeni, odłożyłam pudełko i już chciałam wyjść z pokoju, jednak usłyszałam pewną nadchodzącą osobę. Przestraszyłam się, wiedziałam, że nie zdążę już wyjść z pokoju. Po chwili przez otwarte drzwi (jak mogłam ich nie zamknąć?!) wszedł Filch.
- Co ty tu robisz?! – krzyknął, był wściekły.
- Chciałam przyjść i powiedzieć panu, że skończyłam, jednak zauważyłam, jakiegoś chłopaka wybiegającego z pańskiego pokoju. Krzyknęłam, żeby się zatrzymał, jednak on biegł jeszcze szybciej. Nie dałabym rady go dogonić. Trzymał jakąś kartkę w ręku. Wtedy weszłam do pokoju, ponieważ chciałam sprawdzić, czy pozostawił po sobie jakieś ślady. Przepraszam, że nie powstrzymałam go przed kradzieżą – skłamałam. Miałam nadzieję, że brzmię przekonująco, wystarczająco dużo punktów naszego domu dzisiaj straciłam.
- Co?! Skandal, tak mnie okraść! Pani Norris, czy ty to widzisz? Ci uczniowie są coraz gorsi. – mruknął do towarzyszącej mu kotki.
- Zauważyłaś kim był ten chłopak? – zapytał mnie.
- Nie, niestety nie. Był za daleko. Czy mogę odzyskać moją różdżkę i iść już do dormitorium?
- Trzymaj, możesz iść – powiedział, podając mi własność Pansy. – Wstrętne dzieciaki, okrutne – powiedział cicho i poszedł w stronę gabinetu profesor McGonagall.  Za to ja ucieszyłam się, że udało mi się oszukać woźnego i poszłam do mojego dormitorium.  
- Cześć! – rzuciłam przy wejściu i położyłam się na moje łóżko. Jedyne czego pragnęłam, to odkryć tajemnicę pergaminu.
- Cześć, co ciężki szlaban? – zapytała Evelyn.
- Można tak powiedzieć. A gdzie Pansy?
- Nie wiem, powiedziała, że się nudzi i wyszła. Pewnie poszła do chłopaków.
- Tak, pewnie tak – ucieszyłam się, że jej nie ma. Przynajmniej w spokoju mogłam zrobić to, czego pragnęłam. Zaczęłam przyglądać się kartce. Nie miałam pomysłu jak odkryć jej działanie. W końcu skierowałam w jej stronę różdżką i mruknęłam :
- Pokaż mi swoją tajemnicę.
Nagle na pergaminie z nikąd zaczęły pojawiać się litery.

- Pan Lunatyk serdecznie pozdrawia panienkę Black i uprasza ją, by zajęła się nauką, a nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
- Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i pragnie dodać, że swoje wścibstwo, to Madeline odziedziczyła po ojcu.
- Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak panience Black zajęło tyle czasu odkrycie tego przedmiotu.
- Pan Glizdogon życzy panience Madeline miłego dnia i radzi zjeść coś dobrego, ponieważ wygląda ona jak kościotrup.

Otworzyłam usta ze zdumienia.
- Panowie Lunatyk, Rogacz, Łapa i Glizdogon, „po ojcu”? Ja to skądś kojarzę…  - myślałam. – O co może tu chodzić? To na pewno nie jest tylko kartka, która obraża ludzi.
- Już wiem! – krzyknęłam.
- Przepraszam Evelyn, czytaj dalej – powiedziałam skruszona do zdziwionej dziewczyny, która patrzyła się na mnie z otwartymi oczami.
Przypomniałam sobie, że gdy tata opowiadał mi o swoim dzieciństwie, powiedział mi, że wymyślił sobie z przyjaciółmi przezwiska. Na wujka Jamesa mówili Rogacz, na wujka Remusa Lunatyk, na wujka Petera Glizdogon, a na mojego tatę Łapa. Wkurzyłam się. Zastanawiałam się, dlaczego tata nigdy nie powiedział mi o tym arkuszu pergaminu. Myślałam, że mi ufa. Stwierdziłam, że zapytam go o to i o działanie pergaminu w liście. Możliwe, że ułatwi mi życie w Hogwarcie. Po chwili wyciągnęłam kartkę, pióro i nabazgrałam szybko list. Napisałam w nim, że znalazłam pewną kartkę, na której obrazili mnie Panowie Lunatyk, Łapa, Rogacz i Glizdogon. Następnie zapytałam go dlaczego nie powiedział mi nigdy, że stworzyli podobną rzecz oraz jak ona działa. Po napisaniu listu poszłam do sowiarni, znalazłam Bonnie i wręczyłam jej kartkę. Potem wróciłam do pokoju. Nie mogłam doczekać się odpowiedzi. Wiedziałam, że ten przedmiot mi się przyda. Czułam, że dzięki niemu będę miała przewagę nad innymi. Wiedza to siła, którą chętnie wykorzystam. 
 
                      
                                        Znalezione obrazy dla zapytania isabelle fuhrman'
    
Czytasz = komentujesz :)

3 komentarze: