Przeprosiłabym was za spóźnienie, ale... Zrezygnowałam z dodawania rozdziałów co poniedziałek. Za bardzo mnie to stresuje, tym bardziej jak wena mnie nie rozpieszcza. Postaram się jednak dodawać posty co około tydzień. Życzcie mi powodzenia.
Obiecuję, że jak pod tym (już 10!) rozdziałem pojawi się przynajmniej 5 komentarzy, następny dodam szybciej. Miłego czytania ;)
Dedykuję mojej kochanej N. Wreszcie tu zajrzałaś!
Obudziłam
się w nocy. Miałam straszny sen. Śniło mi się, że umarła cała moja rodzina.
Wszyscy, przeze mnie. Zdradziłam ich, w tym koszmarze, a oni… zostawili mnie i zginęli.
Moja twarz była mokra od łez. Rozejrzałam się po pokoju. Ku mojemu zdziwieniu
łóżko Pansy było puste. Szybko wstałam i sięgnęłam po Mapę Huncwotów. Tak jak
się spodziewałam, moja przyjaciółka znajdowała się razem z Millicentą, Blaisem
i Draco w Pokoju Wspólnym. Tym razem spotkali się bez Dafne i Harpera,
przynajmniej tak mi się wydawało. Zdziwiłam się, narzuciłam na siebie Pelerynę
Niewidkę i wybiegłam z pokoju. Ślizgoni siedzieli przy kominku i szeptali.
Podeszłam do nich najciszej jak potrafiłam i usiadłam na dywanie.
- Gdzie ona
jest? – zapytał wściekły Draco. Wszyscy wyglądali na trochę zdenerwowanych. Po
chwili usłyszałam kroki. Odwróciłam się. W naszą stronę szła Dafne.
-
Przepraszam za spóźnienie – mruknęła.
- Mamy mało
czasu, a ty jeszcze przychodzisz później niż się umawiamy?! Co, musiałaś nałożyć
sobie tę tapetę, co masz na ryju, czy jest jakiś inny powód?– zapytał
sarkastycznie Blaise.
- Przestań!
A i lepiej wytłumaczcie mi, dlaczego spotykamy się w pokoju, w którym każdy
może nas zauważyć?
- Jakbyś nas
słuchała, jaśnie pani, to wiedziałabyś, że Harper i jego rodzina odeszli z
organizacji. Więc jak się domyślasz …. lub nie, nie możemy spotykać się w
dormitorium, w którym on przebywa. Sprawy związane z T.F.T.J już go nie
dotyczą.
-
Zapomniałam – powiedziała i uśmiechnęła się.
- Przejdźmy
do konkretów – burknęła Pansy.
- Dobrze, a
więc tak : po pierwsze chciałbym powiedzieć, że spisaliście się całkiem nieźle.
Nikt niczego się nie domyślił, za to pomogliście organizacji. Nawet zlecili nam
kolejne zadanie – uśmiechnął się z dumą. Zauważyłam, że wszystko zawdzięcza
sobie. Stwierdziłam również, że przykre jest to, jak sam siebie okłamuje. Widzi
tylko swoje zasługi, interesuje go tylko jego osoba. Tacy ludzie nie radzą
sobie dobrze w życiu.
- No dobra,
ale chyba nie zerwaliśmy nocy dla wysłuchiwania pochwał? – mruknął zirytowany
Blaise.
- Zgadzam
się – powiedziała Millicenta i mrugnęła do niego.
- Gdybyś mi
nie przerywał, nie musiałbyś zadawać tego głupiego pytania. Musimy ukraść
pewien cenny składnik – korzeń Waleriany.
- A jak
twoim zdaniem mamy to zrobić? Myślisz, że wejdziemy sobie do schowka Snape’a i
ot tak go weźmiemy?
- Nie
przerywajcie mi – warknął Draco. – Będziemy musieli się wkraść.
- Jest
łatwiejszy sposób. Widzicie, znam się na roślinach i kiedyś jak byłam na
spacerze to doszłam do chatki Hagrida. Z ciekawości przyjrzałam się jego
ogródkowi. Nasz ulubiony brodacz hoduje Walerianę – powiedziała szczęśliwa
Millicenta. Pewnie nie często wiedziała coś, czego inni nie.
- To by
ułatwiło sprawę – uśmiechnął się Draco. – Dobra, to Pansy i Blaise pójdą po
roślinę, Millicenta wytnie korzeń za to ja wyślę go ojcu.
- A ja? –
zapytała obrażona Dafne.
- Dowiedz
się, kiedy olbrzym wychodzi z chatki.
Wszyscy
kiwnęli głowami, a Draco wstał.
- W takim
razie możecie iść już spać – powiedział, a ja szybko stanęłam na nogi i
ruszyłam w stronę dormitorium. Pansy nie mogła zauważyć mojego zniknięcia. Na
szczęście mówiła coś jeszcze do Blaise’a. Weszłam do pokoju i delikatnie
zamknęłam drzwi. Włożyłam pod łóżko Pelerynę i Mapę i położyłam się do łóżka.
Żałowałam, że nie uczyłam się z Eliksirów. Nie miałam pojęcia po co im ten
korzeń.
- Za to wiem
kto jest dobry z tego strasznego przedmiotu…. Teodor – pomyślałam i zamknęłam
oczy. Wystarczająco dużo czasu straciłam.
***
Lekcje
minęły mi szybko. I tak jedyne o czym mogłam myśleć to wczorajsza narada i… dzisiejsze
spotkanie z Teodorem. Szybko poszłam do dormitorium. Musiałam wziąć kurtkę i
szalik, w końcu zbliżała się zima. Pansy proponowała mi, że pójdzie ze mną, ale
ostatnimi czasy wolałam być sama. Po prostu moje myśli wydawały się mądrzejsze
i ciekawsze niż ludzkie słowa. Ubrałam się i wyszłam z Pokoju Wspólnego. Nie
chciałam się spóźnić na spotkanie ze Ślizgonem, więc przyspieszyłam. Po kilku
minutach stałam już na błoniach i szukałam wzrokiem Teodora. Siedział pod
drzewem. Uśmiechnęłam się, to było moje ulubione miejsce.
- Cześć.
- O,
Madeline, już jesteś, cześć. Myślałem, że moglibyśmy pójść nad jezioro. Chciałabyś?
- Czemu nie
– powiedziałam, a brunet wstał. Następnie ruszyliśmy w daną stronę.
- I jak bawiłaś się na reszcie balu?
- I jak bawiłaś się na reszcie balu?
- Było naprawdę
fajnie, ale… nie do końca wszystko pamiętam – roześmiał się.
- No tak,
słyszałem o tym. Kto jak kto, ale Ślizgoni rozkręcą każdą imprezę. Cała szkoła
już o tym mówi. Dziwne, że nauczyciele jeszcze o tym nie słyszeli. Są tacy
nieświadomi.
- Gdyby
wiedzieli chociaż o połowie rzeczy dziejącej się w Hogwarcie, to zrobiliby z
niego klasztor – spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
- A
zmieniając temat, to masz jakiś pomysł na przyszłość? – zapytał mnie.
- Zawsze
myślałam o pójście w ślady ojca, no wiesz, bycie aurorem. Pasowałabym do tego,
tym bardziej, że naprawdę lubię OPCM, ale... Chciałabym czegoś więcej od życia.
Coś niezwykłego, innego niż mają wszyscy.
- Coś dzięki
czemu zostaniesz zapamiętana, wpisana na karty historii?
- Tak,
dokładnie tak. Widzę, że rozumiesz? – spojrzałam na niego. Otworzyłam się przed
nim. Na razie jeszcze nie wiedziałam czy tego nie pożałuję, ale kto nie ryzykuje,
ten nie pije szampana.
- Często mam
podobne myśli. W końcu, żyje się tylko raz, więc trzeba to wykorzystać.
Na chwilę
przerwaliśmy rozmowę, doszliśmy do jeziora.
- Ale tu
pięknie – powiedziałam z zachwytem. Małą zatoczkę otaczał las. Woda lśniła w
lekkich promieniach słońca. Wyglądała tak nieskazitelnie. Dodatkowo panowała tu
cisza. Przyjemna cisza. Zaczęłam żałować, że przychodzę tu tak rzadko.
- Cieszę
się, że ci się podoba – usłyszałam głos Teodora. Nie odpowiedziałam, za to
podeszłam do jeziora, kucnęłam i włożyłam rękę do wody. To był mój zwyczaj.
Gdziekolwiek się znajdowałam, nad morzem, stawem czy właśnie jeziorem, zawsze
sprawdzałam temperaturę cieczy. Tym razem była naprawdę zimna. Ślizgon podszedł
do mnie, a ja wpadłam na pewien „genialny” pomysł. Zagarnęłam wodę i ochlapałam
chłopaka. Wydał zduszony okrzyk zaskoczenia i spojrzał na mnie. Roześmiałam
się.
- Pamiętaj,
to ty zaczęłaś – powiedział i popchnął mnie do wody. Krzyknęłam i chwyciłam się
za ramiona. Następnie Nott podał mi rękę, a ja chwyciłam ją i pociągnęłam z
całej siły. Po chwili oboje staliśmy cali mokrzy w lodowatej wodzie.
- Lepiej stąd
wyjdźmy, w końcu listopad nie jest najlepszym miesiącem na kąpiel w jeziorze –
zauważył błyskotliwie. Wstaliśmy i za pomocą magii osuszyliśmy się. Po chwili
zaczęłam się śmiać. Cała ta sytuacja rozbawiła mnie. Teodor dołączył do mnie.
Nasz śmiech burzył leśną ciszę.
- Może
chodźmy już do zamku. Powoli robi się ciemno, a nie mam ochoty na szlaban.
- Racja –
odpowiedział i ruszyliśmy.
- Lubisz
słodycze?
- Słucham? –
zapytałam zdziwiona.
- Powinniśmy
się lepiej poznać i stwierdziłem, że zacznę od lekkiego tematu.
- Niezła
strategia, nie powiem… Oczywiście, że lubię.
- A jakie
najbardziej?
- Chyba
czekoladowe żaby. Tak, uwielbiam je. A ty?
- Fasolki
wszystkich smaków. Uwielbiam smak…
- …Rzygów?
- To też –
zaśmiałam się. – Zaszalejmy, powiedz mi czego słuchasz.
Nasza luźna
pogawędka trwała bardzo długo. Rozmawialiśmy o wszystkim, o zainteresowaniach,
poglądach, a nawet zwierzętach. Bawiłam się naprawdę dobrze, już dawno nie
odczuwałam takiej przyjemności ze zwykłej rozmowy. Gdy doszliśmy do Pokoju
Wspólnego spojrzałam w jego błękitne oczy. Dostrzegłam w nich coś, czego już
dawno nie widziałam – dobro. Nie mówię o byciu miłym czy uczciwym, jego oczy
odzwierciedlały jego szczerze dobre serce. Takie, które musi ukrywać, aby nie
zostać skrzywdzonym. Tamten moment zmienił coś w moim życiu. Na początku tego
nie odczuwałam, dopiero potem poznałam prawdę. W tamtej chwili poczułam pewne
ukłucie, ukłucie, które było w moim wnętrzu. W samym sercu. Jednak trwało ono
tylko chwilkę. Krótki ułamek sekundy.
- Teodor? –
powiedziałam gdy odchodził już do dormitorium. - Mam jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Ostatnio,
w jednej książce natknęłam się na pewną roślinę, którą używa się do
przyrządzania różnych eliksirów. Chodzi mi o Walerianę. Pytam z ciekawości,
wiesz do czego służy jej korzeń? – spojrzał się na mnie. Miał poważny wyraz
twarzy.
- Tak, wiem.
Jest głównym składnikiem Wywaru Czystej Śmierci.
Zapanowała
cisza. Milion myśli biegało po mojej głowie. Jednak wszystko kończyło się na
jednej :
- Kto będzie
ich ofiarą?
Teodor
wpatrywał się we mnie. Aczkolwiek to nie przerażenie malowało się w jego oczach,
to była troska.
- Madeline?
O co tu chodzi? – uśmiechnęłam się.
- O nic, nie
martw się. Po prostu znalazłam tę książkę pod łóżkiem Pansy, wychodzi na to, że
wzięła ją z półki „Ksiąg zakazanych”. No wiesz, zazwyczaj mówi mi o takich
sprawach – nie mogłam wymyślić nic lepszego. Nie uwierzył mi. Byłam tego pewna.
- Ah, no
dobrze. Dobranoc Maddie .
- Dobranoc Teodor – odpowiedziałam. Miałam szczęście, że trafiłam na chłopaka z takim ogromnym wyczuciem. Poszłam do dormitorium. Czekała tam na mnie moja przyjaciółka. Szybko streściłam jej moje spotkanie ze Ślizgonem i wymigałam się, że czuję zmęczenie. Położyłam się w łóżku. Czekała mnie noc pełna myśli i teorii. Niestety ja sama wybrałam sobie taki los.
- Dobranoc Teodor – odpowiedziałam. Miałam szczęście, że trafiłam na chłopaka z takim ogromnym wyczuciem. Poszłam do dormitorium. Czekała tam na mnie moja przyjaciółka. Szybko streściłam jej moje spotkanie ze Ślizgonem i wymigałam się, że czuję zmęczenie. Położyłam się w łóżku. Czekała mnie noc pełna myśli i teorii. Niestety ja sama wybrałam sobie taki los.
Kolejny supi rozdział. Bardzo ładne słownictwo, fabuła sie rozkręca. Nie shipuje jeszcze Madeline i Teodora, pewnie to tylko kwestia czasu. Czekam na dalszy rozwój zdarzeń.
OdpowiedzUsuńJa też ich nie shippuję xd
OdpowiedzUsuńDzieki
Bardzo podobają mi się twoje rozdziały. Czasami czytam późno, ale zawsze kiedy w końcu się wezmę do roboty to czytam z miłą chęcią. No cóż, ja tam shippuję Madeline i Teodora XD, byliby fajną parą. Czekam na następny rozdział! :)
OdpowiedzUsuń