Przepraszam za te drobne spóźnienie, ale wyjechałam na ferie i mam mniej czasu. Zapraszam do czytania :
- Co? No nie wierzę, ty też Blaise? – zapytałam zdziwiona.
- Ok… Nie wiem kto pytał cię przede mną, ale no… To ważne, skup się.
Stwierdziłem, że możemy pójść na bal jako przyjaciele. W końcu no wiesz,
przyjaźnimy się i w ogóle… Będzie fajnie. Z tego co wiem to nie podoba ci się
żaden chłopak, więc i tak nie miałabyś z kim pójść. Dodatkowo wszystkim
odmawiasz. A tak to będziemy się świetnie bawić, bez żadnych zobowiązań.
- Hm… A jaki jest prawdziwy powód?
- Dlaczego uważasz, że ten nim nie jest?
- Gdyby nie było czegoś jeszcze, to nie wpadłbyś na to.
- Dziękuje bardzo – odpowiedział urażony. – A tak serio to, mnie także zaprosiło
już kilka dziewczyn. Chciałbym z niektórymi gdzieś pójść, poznać je BLIŻEJ. No…
takie kandydatki na dziewczynę. Jednak wiem, że jeżeli poszedłbym z jedną, to
miałbym mniejsze szanse u reszty. No i wspólne wyjście na bal to coś poważnego.
Dodatkowo Millicenta mnie nęka. Stwierdziłem, że najlepszym wyjściem byłoby
pójście z przyjaciółką, bo „jej obiecałem”.
- Więc wciskasz każdej dziewczynie, która cię zaprosi, że idziesz ze mną,
bo cie poprosiłam, a mówisz mi o tym dopiero teraz?
- Tak jakby…
- Cholera, Blaise! Pomyśl najpierw o MNIE za nim zrobisz coś z MOIM
udziałem!
- Tak jest! To co? – zapytał z szerokim uśmiechem.
- No dobrze, pójdę z tobą, ale następnym razem nie rób takich rzeczy.
- Nie ma sprawy. Przygotuj się, że będziemy najładniejszą, najmądrzejszą
i najwspanialszą parą.
- Ja już o tym wiem – powiedziałam ze śmiechem.
- Dzięki Maddie. To ja już idę, paa.
- Paa – odpowiedziałam, a Blaise wyszedł z dormitorium. Uśmiechnęłam się,
mój problem związany z balem sam się rozwiązał. Dodatkowo wiedziałam, że z moim
przyjacielem nudzić się nie będę.
***
Nadszedł ten dzień. Dzień balu. Po lekcjach wszystkie dziewczyny pobiegły
do dormitoria. Każda chciała wyglądać najpiękniej jak się dało, a do tego
potrzebny był czas. Jednakże ja poszłam na siódme piętro, do łazienki
prefektów. Znajdowała się tam najwspanialsza wanna w Hogwarcie, dodatkowo było
tam mnóstwo najróżniejszych olejków, płynów i soli. Weszłam do środka i
zamknęłam drzwi. Odkręciłam wodę i wlałam zielonego płynu. Rozebrałam się i
zanurzyłam się w kolorowej cieczy. Po półgodzinnej chwili rozkoszy wróciłam do
mojego pokoju.
- Myślałam, że już nigdy nie przyjdziesz. Zdążysz?
- No pewnie. Pansy, nie przesadzaj.
- Nie uwierzysz!
- Draco cię zaprosił?
- Draco mnie zaprosił! Tak… Skąd wiedziałaś?
- Domyśliłam się – odpowiedziałam z uśmiechem. Nie powiedziałam Pansy o
tym, że mnie zaprosił pierwszą. Nie chciałam sprawiać jej przykrości.
Przyjaciele zawsze byli dla mnie bardzo ważni i nigdy się to nie zmieni.
Ucieszyłam się, miałaby stracony cały bal, gdyby poszłaby z kimś innym.
- Czekaj… A z kim ty idziesz? Błagam nie mów mi, że idziesz sama.
- Nie, nie spokojnie. Idę z Blaise’m. No wiesz, tak po przyjacielsku.
- No to fajnie. Będziecie ślicznie razem wyglądać! No i może uczucia
powrócą… - uśmiechnęła się.
- Przestań Pansy. Nigdy nie było między nami niczego więcej niż przyjaźń.
Tak, chodziliśmy ze sobą jakiś czas temu, ale tylko sprawdzaliśmy.
- Co sprawdzaliście?
- No wiesz, czy nic do siebie nie czujemy. No i mieliśmy rację, ten
związek był straszny – roześmiałam się. – Dobrze, że tak łatwo wróciliśmy do
przyjaźni.
- Tak… My tu sobie gadamy, a do balu zostały tylko dwie godziny! –
powiedziała Pansy i pobiegła do łazienki.
- Tylko? Chyba aż… - mruknęłam.
- Wyjmij mi suszarkę z łazienki! – krzyknęłam, a już po chwili suszyłam
włosy. Następnie poszłam wybrać biżuterię. Wzięłam naszyjnik ze znakiem
nieskończoności (dostałam go od Pansy), takie same kolczyki i srebrną
bransoletkę ze smokiem. Następnie poszłam zrobić sobie makijaż. Nałożyłam
trochę pudru, pomalowałam rzęsy, zrobiłam sobie czarne kreski i lekko
pomalowałam usta na czerwono. Popatrzyłam w lustro, wyglądałam pięknie. Makijaż
nie był bardzo mocny, ale wystarczający. Spełniał swoje zadanie. Następnie zrobiłam
loki. Moje włosy zwykle były proste, więc teraz wyglądałam całkiem inaczej.
Poszłam do szafy i ubrałam rajstopy w kolorze skóry oraz moją przepiękną,
czerwoną sukienkę.
- Wow… Wyglądasz, zniewalająco. Już wiemy, kto zostanie królową balu – powiedziała
zachwycona Pansy.
- Dzięki, ale ty również wyglądasz świetnie – spojrzałam na moją
przyjaciółkę. Miała na sobie krótką, zieloną sukienkę na grubych ramiączkach.
Na dole była koronka, a całość dopełniał diamentowy naszyjnik.
- Jesteś już gotowa? – spytałam.
- Nie, muszę zająć się jeszcze włosami, a ty?
- Jeszcze tylko pomaluję paznokcie na czarno.
Po chwili byłam już gotowa. Na moje nieszczęście do balu zostało jeszcze
trzydzieści minut. Stwierdziłam, że mogę w tym czasie napisać krótki list do
rodziców. Dawno już do nich nie pisałam.
- Możemy już się zbierać – powiedziała kilkanaście minut później Pansy.
- Ok, wiesz gdzie jest Evelyn?
- Nie wiem, jestem ciekawa gdzie przygotowała się do balu, jeżeli nie
było jej we własnym dormitorium.
- No… - powiedziałam, a następnie popsikałam się perfumom i włożyłam czarne
szpilki. Przypomniałam sobie, że miałyśmy wziąć po butelce alkoholu, więc
wzięłam czarną torebkę, magicznie powiększyłam ją i włożyłam trunek do
środka.
- Jest za pięć. Możemy iść, chłopcy na pewno czekają w pokoju wspólnym.
- Czas na wielkie wejście część pierwsza – mrugnęłam do przyjaciółki i
chwyciłyśmy się pod ramię. Następnie wyszłyśmy z dormitorium i z głowami
podniesionymi do góry zeszłyśmy po schodach. Zauważyłyśmy, że wszystkie
spojrzenia odwrócone były w naszym kierunku. Dodatkowo były to spojrzenia
zachwytu lub zazdrości.
- Cudownie – pomyślałam, lubiłam być w centrum zainteresowania.
- Witaj piękna, znamy się? – zapytał Blaise i przejął moje ramię od Pansy.
- Niech pan mi powie.
- Wyglądasz wspaniale, mówiłem, że będziemy najlepszą parą.
- A ja się z tobą zgodziłam. Ty także prezentujesz się całkiem nieźle –
Blaise miał na sobie czarny garnitur i czerwony krawat. Spojrzałam na Pansy, na
szczęście ona też wyglądała na szczęśliwą. Stała z Draco.
- Skąd wiedziałeś, że będę mieć czerwoną sukienkę? Przecież nikomu nie
pokazywałam.
- Przeczucie – mrugnął do mnie Zabini. – Idziemy?
- Oczywiście.
***
Weszliśmy do Sali. Wyglądała ona całkiem inaczej niż zwykle. Zamiast
czterech stołów stał tylko jeden. Przepełniony był różnymi przekąskami, ponczem
i ciasteczkami w kształcie dyń. Z okien zwisały pomarańczowe i czarne zasłony.
Magiczny sufit rozjaśniał całe pomieszczenie, ponieważ przepełniony był gwiazdami.
Dodatkowo wszędzie zwisały halloweenowe ozdoby.
Dostrzegłam, że w Sali lata więcej duchów niż zwykle. Widać, że nie znały
ograniczeń, ponieważ co chwilę straszyły biednych uczniów. W miejscu, w którym
zwykle znajdował się stół nauczycieli, teraz stała scena. Grały na niej „The
mundane”, nowy dość znany zespół. Całość robiła ogromne wrażenie.
- Wzięłaś ognistą? – szepnął do mnie Blaise.
- No pewnie.
- A więc wieczór zapowiada się całkiem nieźle.
Po chwili przemówił dyrektor, życzył nam dobrej zabawy. Następnie
zaczęliśmy się bawić.
- Zatańczymy? – zapytał Blaise i podał mi rękę.
- Oczywiście – mrugnęłam do niego. Była to dość szybka piosenka.
Tańczyliśmy obok siebie i patrzeliśmy sobie w oczy. Zabini był wspaniałym
tancerzem, więc prezentowaliśmy się całkiem nieźle. Po chwili muzyka zmieniła
się na wolniejszą. Rozejrzałam się, obok nas stała Millicenta.
- Milli? Blaise prosi cię do tańca – powiedziałam z uśmiechem. Ślizgonka
pisnęła i podeszła do nas. Zabini spiorunował mnie wzrokiem z ukrycia. Odeszłam
na bok.
- Zatańczysz ze mną? – zapytał mnie ten sam Krukon, co zapraszał mnie do
Hogsmeade. Nie wiem dlaczego, ale było w nim coś, co nie pozwalało mi go
zranić. Widać, że charakteryzowała go nieśmiałość i kruchość. Dodatkowo miałam
słabość do osób inteligentnych.
- Pewnie – uśmiechnęłam się. Złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy tańczyć.
Szło mu fatalnie.
- Ała – mruknęłam, chłopak nadepnął mi na nogę.
- Przepraszam Madeline – powiedział speszony. Stwierdziłam, że nie chcę
już z nim tańczyć. Był, jakby to ująć, ofiarą losu. Jakkolwiek by to nie
zabrzmiało, nie mogłam się z nim pokazać. Stwierdziłam, że już i tak byłam
wystarczająco miła. Obróciłam się, za mną stał Teodor Nott.
- Przepraszam Trevor, ale obiecałam Teodorowi, że z nim zatańczę –
powiedziałam, a stojący przy nas Ślizgon popatrzył się na mnie lekko zdziwiony.
- Nic się nie stało – odparł z uśmiechem i odszedł. Podeszłam bliżej
Notta.
- Dzięki, uratowałeś mnie.
- Nie ma sprawy. W sumie to i tak chciałem cie poprosić do tańca.
- Jaaasne.
- No naprawdę – uśmiechnął się. Popatrzyłam na niego. Teodor był dosyć
wysoki, miał oliwkową cerę, brązowe włosy i piękne, przejrzyste, niebieskie
oczy. Zdziwiłam się, że nigdy nie zwróciłam na niego większej uwagi, był
przystojny. Pewnie powodem było to, że Ślizgon zwykle nie zwracał na siebie
uwagi.
- Coś się stało? – zapytał. – No… Tak nagle zamilkłaś, a wiesz, tak się
raczej nie dzieje.
- Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się. Jak to jest, że tak rzadko ze
sobą rozmawiamy? – zapytałam, a Nott zakręcił mną. Zaśmiałam się, było to
bardzo przyjemne.
- Hm… Jesteś „gwiazdą Slytherinu”, a ja… no cóż, zwykle się nie wychylam.
- A może powinieneś.
Piosenka dobiegła końca, a Teodor spojrzał na mnie.
- Dłużej cię nie trzymam, Blaise pewnie cię szuka.
- Pewnie tak, może pogadamy jutro?
- Z chęcią. Spotkamy się po lekcjach na błoniach?
- Do zobaczenia! – powiedziałam i pomknęłam w stronę Zabiniego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNareszcie zaczyna się wątek miłosny! Jeszcze bardziej nie mogę doczekać się następnej części. Życzę, żeby druga była równie udana! :)
OdpowiedzUsuńDzieki :)
UsuńJak zwykle cudowny rozdział. Czyta się naprawdę szybko :) Idzie ci coraz lepiej, a ja z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńI wątku miłosnego, oczywiście.